Możemy obłożyć nasze książki papierem i powtarzać sobie, że ich wygląd nie ma znaczenia, możemy, zamknąwszy oczy w księgarni, pytać tylko o wybrane wcześniej tytuły, ale nie uda nam się długo unikać okładek. Pojawiają się na szybach sklepowych, zakładkach, blogach, a nawet na przystankach autobusowych. Okładka książki na ogół składa się z dwóch elementów: tekstu i obrazu. To one, intrygująco połączone, przykuwają wzrok potencjalnego czytelnika.

W 2008 roku do polskich księgarń trafił Pan Błysk, wymyślona i zilustrowana przez Tolkiena opowiastka dla dzieci. Nie jest to odosobniony przypadek w karierze pisarza - sporządzone przez niego mapy i panoramy fantastycznych krain stanowią godne podziwu dopełnienie twórczości literackiej. Walter Moers, zdobywający coraz większą popularność, również samodzielnie ozdabia swoje utwory nietuzinkowymi rysunkami. Malujących pisarzy (czy też piszących malarzy) jednak nie spotyka się na każdym kroku.
Zawsze można zatrudnić doświadczonego artystę albo wykorzystać (z poszanowaniem praw autorskich, rzecz jasna) obrazy autorstwa nieżyjących twórców. Na półkach księgarnianych znajdują się, na przykład, powieści kultowego pisarza science fiction, Philipa K. Dicka, ozdobione ilustracjami Wojciecha Siudmaka, malarza czerpiącego inspirację z dorobku surrealistów (Siudmak nazywa siebie hiperrealistą fantastycznym). Kim są wasi ulubieni ilustratorzy?
Okładki filmowe, wykorzystujące zdjęcia aktorów występujących w ekranizacji, plakaty czy też kadry, wzbudzają wiele kontrowersji. Część fanów nie akceptuje obsady, nie tak wyobrażali sobie głównych bohaterów, inni z kolei podkreślają, że książka i film to dwa odrębne dzieła. Czego jeszcze nie lubimy? Krzykliwych napisów w rodzaju „światowy bestseller”. Ten, kto zamiast obiecywanej najlepszej powieści roku otrzyma średniej jakości czytadło, z pewnością nie będzie zadowolony. Lepiej też nie powtarzać jednego zdjęcia na kilku okładkach (zasada ta, oczywiście, nie dotyczy szeregu utworów literackich tworzących całość i serii wydawniczych), jak to miało miejsce w przypadku Niewolnic, Księżycowego kamienia i słynnej powieści Elizabeth Gaskell. Przed czytelnikami nic się nie ukryje!
Okładki filmowe, wykorzystujące zdjęcia aktorów występujących w ekranizacji, plakaty czy też kadry, wzbudzają wiele kontrowersji. Część fanów nie akceptuje obsady, nie tak wyobrażali sobie głównych bohaterów, inni z kolei podkreślają, że książka i film to dwa odrębne dzieła. Czego jeszcze nie lubimy? Krzykliwych napisów w rodzaju „światowy bestseller”. Ten, kto zamiast obiecywanej najlepszej powieści roku otrzyma średniej jakości czytadło, z pewnością nie będzie zadowolony. Lepiej też nie powtarzać jednego zdjęcia na kilku okładkach (zasada ta, oczywiście, nie dotyczy szeregu utworów literackich tworzących całość i serii wydawniczych), jak to miało miejsce w przypadku Niewolnic, Księżycowego kamienia i słynnej powieści Elizabeth Gaskell. Przed czytelnikami nic się nie ukryje!
Okładka służy nie tylko celom dekoracyjnym czy reklamowym, ale i informacyjnym. W skład umieszczonego na niej tekstu zazwyczaj wchodzą następujące elementy: tytuł, podtytuł, nazwisko autora (lub autorów), nazwa serii i wydawnictwa, hasła reklamowe, rekomendacje znanych artystów (niekoniecznie pisarzy). Nie zapominajmy o czcionce. Kursywa niejednokrotnie przywodzi na myśl pamiętnik, pismo gotyckie natomiast - powieść historyczną. Ja najbardziej lubię, kiedy tytuł staje się częścią ilustracji. Przykład takiego rozwiązania można zaobserwować na okładce, jak się zdaje, najsłynniejszego utworu Fitzgeralda, gdzie „y” występuje w roli kieliszka. Pomysłowe, prawda?
Zdarzają się okładki pozbawione nazwiska autora albo tytułu, a nawet jakiegokolwiek tekstu. I na odwrót: niekiedy ilustrację zastępuje gigantyczny tytuł. Widzicie w tym nierozsądną, zwłaszcza ze względów marketingowych, propozycję czy niezwykle oryginalne podejście artysty? Obejrzyjcie przykłady: Stargirl, Fairyland, No country for old men, Exit ghost.
Na załączonych zdjęciach zgromadziłam najciekawsze z posiadanych przeze mnie egzemplarzy. Filiżanka kawy złożona z ziaren, Flawia nieodmiennie przywołująca mi na myśl córkę Addamsów i sterta książek w kapeluszu. A co wam udało się znaleźć? Pochwalcie się swoimi zbiorami!
Nie należy bagatelizować roli okładki. Umiejętnie zaprojektowana zainteresuje odpowiednią grupę odbiorców. Przeglądając niektóre powieści dziecięce, nie mamy wątpliwości, do kogo są skierowane (co czasem działa na naszą niekorzyść, bywają bowiem historie, które zachwycą zarówno młodszego, jak i starszego czytelnika). Nie pamiętam, ile zdjęć Sztuki uprawiania róż zkolcami zobaczyłam, zanim w końcu, zaintrygowana, skąd u blogerów takie zamiłowanie do ogrodnictwa, postanowiłam przeczytać jedną z recenzji. Ku mojemu zdumieniu poradnik okazał się powieścią obyczajową.
Oceniaj książkę po okładce. Sprawdź, kto jest autorem twojej ukochanej ilustracji i wspomnij o nim znajomym, współpracownikom, czytelnikom bloga. Głośno pochwal niecodzienne rozwiązania. Ale nie oceniaj książki po okładce. Nie zarzekaj się, że nigdy, przenigdy nie sięgniesz po Córkę rzeźbiarza, bo z daleka wygląda jak nieudany eksperyment impresjonistyczny, i nie pozbywaj się starego egzemplarza Biesów - ich wartość nie zaginęła wraz z obwolutą. Sprzeczne rady? Tylko z pozoru.