Quantcast
Channel: Bies by się uśmiał
Viewing all articles
Browse latest Browse all 47

nie ma ucieczki przed narratorem

$
0
0
Znany poeta, John Slater, proponuje Sarze Wode-Douglass, redaktorce „The Modern Review”, wspólny wyjazd do Malezji (on, rzecz jasna, sfinansuje ich pobyt). Bohaterka spodziewa się wyjaśnień dotyczących samobójstwa matki, z którą - jak podejrzewa - łączył go niegdyś namiętny romans. Nic jednak nie idzie zgodnie z planem. Tuż po przyjeździe Slater znika bez słowa wyjaśnienia, a Sara, porzucona w obcym mieście, samodzielnie poznaje okolicę. To właśnie tam, w warsztacie przy Jalan Campbell, spotyka tajemniczego białego mężczyznę z wrzodami na nogach.

Christopher Chubb, bo tak nazywa się nieznajomy, zasłynął jako mistyfikator. Chcąc zażartować sobie z przystojnego i zdolnego Weissa, wymyślił Boba McCorkle'a, mechanika rowerowego będącego zarazem twórcą wyrafinowanych wierszy pełnych odniesień do klasyki, i przyniósł jego twórczość rywalowi. Weiss, przekonany, że trafił na nieodkryty dotąd talent, nie zwlekał z publikacją. Tak, Sara zna tę historię, kiedy więc Chubb wspomina przy niej McCorkle’a, wpada w gniew. Czyżby znów zamierzał skorzystać ze starej sztuczki? Mężczyzna nalega, by go wysłuchała.

Powieść opiera się na prawdziwych wydarzeniach. Postanowiwszy zakpić z młodego, utalentowanego redaktora modernistycznego czasopisma, dwóch australijskich poetów, James McAuley i Harold Stewart, w 1943 roku powołało do życia Ernesta Malleya. Ofiarowali mu nie tylko imponujący dorobek poetycki, ale i siostrę, pracę, całą biografię. Późniejsze losy trzech (czterech?) artystów uwikłanych w oszustwo również znajdują odzwierciedlenie w książce Careya (np. oskarżenie wydawcy o publikowanie obscenów).

Podobnych mistyfikacji nie brakuje. Do najsłynniejszych należy, jak się zdaje, publikacja Pieśni Osjana, rzekomych poematów średniowiecznych, których odkrywcą ogłosił się szkocki poeta, James Macpherson (w rzeczywistości zaś będący autorem). Ich popularność przerosła wszelkie oczekiwania: niezwykle chętnie czytane w Europie, zapoczątkowały szereg tendencji literackich zwany osjanizmem.

Akt kreacji, jakiego dokonał Chubb, okazuje się udany. Bob McCorkle, dwumetrowy olbrzym z długimi, rozczochranymi włosami, ożywa i - niczym Frankenstein (nie bez powodu cytat z dzieła Mary Shelley stanowi motto powieści) - zaczyna zagrażać swojemu stwórcy. Za pomocą gróźb przeciąga świadka oskarżenia na stronę Weissa, po czym, pragnąc przekazać mu dobre wieści, włamuje się do mieszkania redaktora, gdzie nie spotyka się, niestety, z przyjaznym przyjęciem. Przerażony Weiss widzi w nim jedynie potwora.

Może McCorkle naprawdę istnieje? Co się stało z Weissem? Sara, zaintrygowana niezwykłą opowieścią, poświęca wszystko, aby ustalić prawdziwą naturę olbrzyma. Czy to wytwór niezrównoważonego umysłu (nawet nieodpowiedzialny Slater nazywa Chubba szaleńcem), czy człowiek z krwi i kości, zarówno utalentowany, jak i niebezpieczny?

Śledząc losy tej przedziwnej pary, twórcy i jego dzieła, nie sposób nie zauważyć między nimi podobieństw. Mimo że najpierw uporczywie podkreślają własną odrębność (ja to ja, stwierdza Chubb, a on to on), z czasem dostrzegają niepokojącą prawdę (ty i ja stanowimy jedność, mówi jeden z bohaterów). W chwili, gdy go poznajemy, Chubb, na pozór zapomniawszy o młodzieńczych próbach poetyckich, zarabia na życie jako mechanik rowerowy, prowadzi zatem - o ironio! - życie, jakie narzucił wymyślonemu przez siebie poecie.

Chociaż do tej pory pisałam głównie o mężczyznach, w książce pojawiają się też niebanalne kobiety, bystre i odważne. Sarę, wydawałoby się, zwyczajną pracowniczkę redakcji, nietrudno polubić. Mając czternaście lat, wyrywała kartki z tomików Slatera i wysyłała mu je wraz z szyderczymi komentarzami. Nie zapominajmy o Noussette, młodej, zwariowanej artystce, która pięć razy zmienia zajęcie (była m.in. malarką, fotografką, właścicielką restauracji), dwa razy narodowość, a ze swojej ciąży z nieznajomym czyni wydarzenie publiczne. Przebywanie z nią to jedna wielka przygoda!

Powieść - podobnie jak twórczość samego McCorkle'a - składa się z cytatów i aluzji do znanych utworów. Bohaterowie niejednokrotnie przytaczają słowa Miltona lub Pounda, absurdalne śledztwo w sprawie wersu „jak rygiel sztywna” z kolei przywołuje na myśl Kafkę. Co więcej, czytelnik poznaje historię McCorkle'a z dwóch perspektyw: Chubba i Slatera. Nie tylko tę historię! Czy nam się to podoba, czy nie (sądząc po kilku negatywnych recenzjach, z jakimi się zetknęłam, nie każdemu przypadł do gustu ten zabieg), wszyscy bohaterowie mają coś do powiedzenia i złoszczą się, kiedy się im przerywa: Chubb, Slater, truciciel Mulaha, McCorkle, pani Lim, Tina. Kto wie, może i zasygnalizowana na początku tajemnica rodzinna doczeka się rozwiązania?

Warto zauważyć, że proces wydawcy obwinionego o publikowanie obscenów przypomina lekcję w szkole. Chubb, któremu zlecono napisanie szczegółowego sprawozdania, porównuje gmach sądu do budynku szkolnego, prokurator natomiast, pozbawiony wszelkich śladów współczucia dla bliźniego, prosi oskarżonego o wyjaśnienie przywołanych zwrotek. Co według pana autor miał na myśli? Weiss - śladem wielu zdolnych, lecz leniwych uczniów - wykręca się nadmierną zawiłością tekstu.

Nie wiesz, jaką władzę posiadają poeci? Jeśli nigdy przedtem nie spotkałeś żadnego z nich, nie domyślasz się, co cię czeka. Zazdrosny Chubb, nie myśląc o dalszych konsekwencjach, przygotowuje pułapkę na znienawidzonego redaktora. Kiedy wyrafinowany żart wymyka się spod kontroli, jest już za późno - Weiss unosi się dumą, woli umrzeć za nieprzyzwoite wersy, niż przyznać się do błędu. Słowa odgrywają tutaj kluczową rolę: powołują do życia i prowadzą do zguby, stają się przedmiotem rozpraw sądowych i obiektem zazdrości. Trzeba wziąć za nie odpowiedzialność.

Peter Carey, Historiapewnej mistyfikacji, s. 300, MUZA SA, Warszawa 2004

Viewing all articles
Browse latest Browse all 47

Latest Images

Trending Articles